wtorek, 14 stycznia 2014

Wilcze apetyty

Co rusz natykam się na różnych forach i serwisach na fale doświadczeń mam dzieci-niejadków. Wyobrażam sobie, że to musi być frustrujący i przytłaczający problem, ale mam to szczęście nie być nim dotkniętą. My reprezentujemy drugą skrajność.

Siódmy miesiąc Amelii



Początki fascynacji

Amelia od początku wykazywała ogromne zainteresowanie jedzeniem. Uwielbienie dlań towarzyszyło jej już we wczesnym niemowlęctwie i zaskutkowało sporym - acz w granicach normy - przyrostem wagi. Już początki mowy wskazywały, że coś jest na rzeczy. Ok 9 miesiąca córa sprawiła mi niespodziankę i powiedziała długo oczekiwane 'mama'. Słowiczy głosik, balsam na duszę, niebosiężna euforia, fajerwerki - znacie to, prawda? W moim przypadku jednak okazała się falstartem. Mela szybko uświadomiła mi, że nie mówi 'mama', tylko 'am am'... Cóż, powróciłam więc do wyczekiwania na 'TO SŁOWO'. [Czekać przyszło mi jeszcze trzy miesiące]. Tymczasem wykorzystałam Amelciny pociąg do jedzenia do realizacji pomysłu zdrowego żywienia.



Głodzilla

Ostatnimi tygodniami apetyt Amelki zaczął osiągać apogeum, a moja szufladka z pomysłami na dokarmianie powoli zaczynała pustoszeć. Jej ulubionym i powtarzanym do znudzenia słowem stało się 'mjam, mjam'. Bywało i tak, że po skończonym posiłku przybiegała do naszych talerzy i stanowczo żądała, abyśmy oddali jej swoje obiady. Problemów z jej trawieniem nie stwierdziłam, do nadwagi też jej było daleko, więc odejmowaliśmy sobie od ust jako sobie życzyła. Przecież dziecko nie może "głodować". Ale jej najśmielszym [i jednocześnie jedynym piętnowanym przez nas występkiem] było - i wciąż jest - zabieranie jedzenia młodszej siostrze. Tę zazdrość o karmienie Marysi jest w stanie ukoić wyłącznie przekąska. Zauważyłam jednak, że zapasy na zimę zrobiła sobie wystarczające, bo szał minął i wszystko wraca do normy.

Latem A. siała spustoszenie w plantacjach malin.
Nie nadążały z dojrzewaniem.
Wczoraj weszła w suche kikuty pozostałe po krzaczkach i z zawodem stwierdziła 'mjam, mjam?'

Skąd ten apetyt?

Fakt, że Amelia jak odkurzacz wciąga każde jedzenie, które spotka na swojej drodze może być uwarunkowany genetycznie. Nie raz już słyszałam, że pasję zajadania odziedziczyła po mnie [cóż, taka prawda, że lubię sobie podjeść]. Ale nie mogę oprzeć się pokusie stwierdzenia, że powodem jej apetytu jest również brak słodyczy w diecie. Intuicja podpowiada mi też, że ma to jakiś związek ze świadomym i skrupulatnie pilnowanym regularnym trybem dnia i posiłków. Pisałam już o nim tu --> regularne pory posiłków, a teraz polecam ten system każdemu, komu nie w smak zamartwianie się o odżywianie. To oczywiście nie jest sposób na każdego niejadka, bo domyślam się, że chodzą po świecie także dzieciaki wyjątkowo uczulone na jedzenie i odporne na wszelkie metody.



Rośnie mały łakomczuch

Jeśli chodzi o Marysię to za dużo wniosków wyciągnąć jeszcze nie można. Ale kiedy patrzę z jakim zapałem wsuwa swoje porcje, jak zasysa piąstki, miśki, pościele, ramiona, brody, ubrania innych ludzi, to domyślam się kto z niej wyrośnie. Co to będzie za rok, kiedy obie z Amelką postanowią wyhodować sobie sadełko zabezpieczające na zimę?





12 komentarzy:

  1. ojj nie widać po Amelce, że taki z niej głodomorek :) Marysia jeszcze jest krąglutkim bobaskiem ale wszystkie tak wyglądają :) Moja pewnie zaraz też będzie słodką kluseczką, nózie , rączki i szyjka już "rosną" :) A ode mnie dla Was nominacja Liebster Blog Awards ! :) http://omatkoblog.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amelka się wysmukliła, kiedy zaczęła chodzić, ale swego czasu była puszysta i cięęęężka ;) Ciesz się swoją leciuchną Tosią, póki jeszcze masz siły ją nosić ;)

      Dziękuję za nominację, o Matko Polino! :)

      Usuń
  2. Szczerze zazdroszczę. Franciszkowi nigdy nie było i nie jest po drodze z jedzeniem. Chociaż ostatnio tęsknie wyciąga ręce po nasze jedzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, mamy się z czego cieszyć, ale kiedy następują opisane wyżej sytuacje to mi ręce opadają. Chyba po prostu każde dziecko musi prędzej czy później przejść przez swoje takie czy inne problemy jedzeniowe, a my musimy to po rodzicielsku wziąć na klatę :)

      Mam nadzieję, że Wasz Franciszek też odnajdzie radość jedzenia :)

      Usuń
  3. Barti za bobasa wcinał wszystko, co się dało.Teraz już nie jest tak łatwo :)

    Ale córcia podobna do mamy :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi :) Amelia jest bardziej moja, za to Marysia bardziej Krzyśka - podział sprawiedliwy :)

      A z dziećmi tak to już bywa, że kiedy zaczynają mieć swoje zdanie i być świadome swoich praw to muszą koniecznie je wykorzystywać. Choćby dla zasady i udowodnienia kto tu rządzi ;)

      Pozdrawiam również! :)

      Usuń
  4. U nas podobnie, z tym, że są momenty, że Michaś ma swój dzień i nie chce jeść... Ale generalnie nie mam co narzekać, czytając problemy innych z niejadkami, o zgrozo! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, lepszy problem jednorazowy niż permanentny doprowadzający do fiksacji. Nauczyłam się już, że dziecko zupełnie jak dorosły ma prawo mieć swój lepszy i gorszy dzień. Tylko nie potrafi tego wyrazić. Ale od czego jesteśmy my - mamy :)

      Serdeczne pozdrowienia dla Was!

      Usuń
  5. Moje maluchy też są żarłokami, ale nie widać tego teraz po nich, a szczególnie Majeranku - widać na fotkach jaki mały króliczek z niej. 15 miesięcy skończone, a waga jeszcze nawet do 10kg nie dobiła. Tak czy inaczej cieszę się że mają apetyt i nie trzeba kombinować z posiłkami :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. piękne te fotki maszluszkow pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń

Keep calm and leave a comment