czwartek, 10 lipca 2014

(Z) Oops ... chyba potrafię już sama jeść!

Mania stłukła miseczkę. Drugą przyprawiła o uszczerbki na brzegu. W dodatku nadszedł czas zamiany kubka niekapka na kubek do 'dorosłego' picia. Marysia szybko musiała mieć coś, co zaspokoi jej potrzeby. Coś takiego jak zestaw obiadowy dla roczniaka. Z nieba spadła nam firma Oops - do it again, dzięki której Marysia mogła wypróbować potrzebne Jej naczynia.






















Zestaw, choć przyjęty ciepło miał jednak wysoko postawioną poprzeczkę.
Roczne niemowlę jest na etapie szeroko pojętego poznawania. Nie tylko dogłębnie analizuje przedmioty dotykiem i uściskiem szczęki, ale także sprawdza ich głośność podczas trzaskania nimi o blat stołu, sprawdza jak długo spadają z wysokości (efekty testów lotniczych Mania przeważnie konkluduje orzekając: BAM) oraz po jakim czasie są one w stanie rozsypać się na wiór.

Roczne niemowlę zaczyna również przygodę z 'ja siam, ja siam'. Gdy ingerencja rodzica w pomoc w zajadaniu jest stanowczo zabroniona trzeba zaufać, że naczynia (a w szczególności sztućce) w pewien sposób nas zastąpią. Tzn. będą tak dopasowane do niewprawnych rączek, że Maluch nie tylko sobie poradzi, ale również udoskonali umiejętność samokarmienia.

Roczne niemowlę zaczyna też kątem oka podpatrywać rodzinę, która pije w inny sposób niż ono. Widzi wyraźnie, że coś z jego kubkiem jest nie halo. I po prostu chce pić tak, jak pozostali.

Zatem jak roczne niemowlę radzi sobie z takim zestawem? Czy w ogóle sobie radzi? Kiedyś myślałam 'no way' ...

Ale podjęłyśmy wyzwanie.
Po pierwsze: first impression, do którego użyłyśmy naszej mocy obserwacji. Okazało się ono pozytywne na całej linii: od ładnego, porządnego opakowania, po przyjazny wygląd elementów zestawu. Marysia potrafi powiedzieć słowo MIŚ, więc od razu polubiła tę postać na opakowaniu, a później na naczyniach. Skojarzyła też sowę ze swoją przytulanką Mr Wu.  Plus od Mani.






















Ale dla mnie to za mało. Estetyka jest oczywiście ogromnie ważna, ale przekonały mnie dopiero takie informacje jak:

BPA Free
Melamine Free
new generation materials.

To atuty, dzięki którym jedzenie jest bezpieczne dla malucha. W związku z tym uzasadnione jest oznaczenie grupy wiekowej: 4m+. Czyli z naczyń mogą korzystać niemowlęta, które dopiero zaczynają perypetie ze stałymi posiłkami.
I tu plus ode mnie. Mogłam więc na spokojnie zabrać się za podziwianie. Bo kiedy widzi się miseczkę, która 'na oko' zdaje się być mięciutka, a tak naprawdę jest twarda i solidna - to jest co podziwiać. Dodatkowo wszystkie elementy mają zabezpieczenie przed poślizgiem w miejscach podatnych na ślizganie: podstawy talerzyka i miseczki oraz uchwyt i podstawa kubeczka.



Po mocy obserwacji nadszedł czas na użycie mocy wnikliwego badania.
Wybadałyśmy, że talerzyk jest głęboki, więc dla dziecka, które uczy się sięgać po kawałki jedzenia (metoda BLW) jest to skuteczne zabezpieczenie przed ich wypadaniem.





Ale jako że Marysia już miała w tym sporą wprawę to poszłyśmy o krok dalej. Wypróbowałyśmy talerz zarówno podczas śniadania jak i obiadu. Amelia dostała w nim zupę. Co tu dużo mówić - talerzyk okazał się również świetną miseczką.


Nie mówiąc już o tym, że miseczka też okazała się świetną miseczką.



Nauka samodzielnego jedzenia widelcem przyszła Marysi bez bólu. Już trochę się z nim zapoznawała, zatem nie stroniła od niego. Osobnik karmiący nabijał kąski, Marysia zabierała widelec i pewnym ruchem pakowała jego zawartość do buzi. I tu muszę zatrzymać się nad widelcem. Jest doskonale dopasowany do małych rączek i absolutnie bezpieczny. Wiem to, bo nie raz Mania manewrowała widelcem Amelki - większym i ostrzejszym. Oczywiście posiadała swój mały, ale miał on dziwny, okrągły kształt. Bardzo ciężko było się nim posługiwać. Summa summarum najczęściej zajadała paluszkami. Teraz ma idealne narzędzie.



















Porównanie sztućcowe najlepiej obrazuje zdjęcie poniżej. Zarówno widelec jak i łyżeczka są pośrodku w zestawieniu z innymi. Nie są zbyt małe czy duże ani zbyt płytkie czy głębokie. Są takie, jak mają być.


A razem potrafią jeszcze zrobić tak:


Para doskonała. Uzupełniają się tworząc obrazek.

Mąż karmił Marysię, wiedząc, że zestaw jest przeznaczony do testów. Od razu zaczął swój wywód: łyżeczka idealnie wyważona, dobrze się prowadzi, nie trzeba jej przechylać wkładając do buzi itd. Uśmiechałam się tylko z przekąsem. Łyżka jak łyżka! Może trochę lepsza niż standardowe, ale nie żeby ją tak opiewać. Żartowniś się znalazł.

Następnego dnia zupę dawała Mani moja siostra. Na wstępie stwierdziła, że fajna łyżka, że taka inna, że wygodna itd. No następna.

Trzeciego dnia karmiłam Marysię ja. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że łyżeczka dobrze się prowadzi, nie trzeba jej przechylać wkładając do buzi, że jest fajna i zupełnie inna niż nasze dotychczasowe łyżeczki. Aż uśmiechnęłam się sama do siebie. A takim byłam niewiernym Tomaszem.

Przyszedł też czas na pierwszą samodzielną łyżeczkę Marysi. Zaserwowałam Jej zupkę. Najpierw oczekiwała, że ktoś do niej podejdzie i nakarmi - jak zwykle. Później obserwowała Amelkę, która dziarsko wiosłowała swoją zupę. Kiedy chciałam podać jej łyżeczkę to nie zakumała i zamiast ją chwycić otwierała buźkę. Kiedy w końcu złapała łyżkę i poprowadziła do buzi to wszystko Jej z niej spadło. I tu zadrżało mi serce. Dziecko głodne, zdesperowane ... więc nakarmiłam Ją tak jak zawsze.
Ale będziemy uskuteczniać łyżkę powoli. Mamy czas. I nawet zapał. A łyżka świetnie się prowadzi, jest fajna i taka inna niż wszystkie.


















Kubeczek natomiast był wyzwaniem. Mania dopiero niedawno zaczęła się buntować przeciwko niekapkowi. Próbowała już picia z normalnego kubeczka, ale nie szło jej za dobrze. Najbardziej pasowała jej butelka-niekapka. I kropka. Natomiast ten kubek wzbudził w niej zainteresowanie. Przede wszystkim był pierwszym w jej życiu z aplikacjami. Brała go sobie, oglądała, nosiła, stukała nim. Oswajała się z nim, a ja Jej na to pozwalałam. Bałam się, że jeśli poleje się wodą to zniechęci się na wstępie. I tak zaczęła testować go na własny, nieszablonowy sposób.






















W końcu jednak tchnęło ją, żeby pobawić się nim w ... picie. (Na tę okoliczność nauczyła się nawet wydawać pewien swoisty dźwięk nie-do-opisania, który informował o pragnieniu. Coś jak siorbnięcie tylko w przeuroczym wykonaniu). Łapała kubek w odpowiedni sposób, przechylała.






Skłamałabym, pisząc, że na wszystko wpadła sama. Trochę ją poinstruowałam - na ile mi pozwoliła. W końcu skończyłyśmy suche teorie i zaczęłyśmy na mokro. Dostała do środka wodę. Była dość zaskoczona, kiedy woda okazała się mokra i płynna, przez co od razu lądowała na Niej. Ale nie zraziło jej to. W pewnym momencie nawet rozbawiło. Skończyło się na tym, że podczas posiłku stawiam kubek w jej okolicy, ale poza zasięgiem rączek. Bo zaczyna bawić się w prysznic i basen.























Muszę przyznać jedną rzecz. Gdyby nie ten kubek i możliwość sprawdzenia go pewnie jeszcze nie zaryzykowałabym podania jej kubeczka z uchwytem. Amelia przez długi czas piła z niekapków. I widzę, że to był błąd.

Jeśli chodzi o design w kontekście zachęcenia malucha do jedzenia to niestety nie mogę się wypowiedzieć. Zestaw wzbudził zainteresowanie wizualne (zwłaszcza kubeczek), ale moje córy są takimi łakomczuchami, że nie potrzebują dodatkowej zachęty. Jeśli jednak miałabym ocenić tę kwestię matczynym spojrzeniem to sądzę, że aplikacje i zwierzątka potrafiłyby zachęcić niejadka do opróżnienia talerzyka czy miseczki, żeby zobaczyć któż to czeka na dnie.

Czyszczenie również jest bezproblemowe. Ja myję je ręcznie i jestem bardzo zadowolona. Nie pozostają przebarwienia ani tłuste, trudne do usunięcia smugi. Istnieje możliwość mycia ich w zmywarce. Jak każde naczynia z czasem matowieją, ale to przecież całkiem normalne oznaki użytkowania.

Żaden z elementów nie pękł, nie porysował się, nie zniekształcił w żaden sposób. Materiał, z którego zostały zrobione jest trwały, bezpieczny i godny pochwał.

Dodam, że naczynia nadają się do mikrofali, co w różnych przypadkach jest ogromnym ułatwieniem. W domu korzystamy z mikro-dobrodziejstw bardzo rzadko, ale zdarzyło się, że będąc w trasie mieliśmy możliwość podgrzania posiłku wyłącznie w taki sposób.

Jestem w pełni zadowolona z naczyń od Oops - do it again i z czystym sumieniem je polecam. Gdybym miała coś zasugerować to byłoby to wyposażenie zestawu w organizer ułatwiający zabranie go w podróż i przechowywanie w czystości. Lub zamiast organizera po prostu pokrywkę na talerzyk.

Warto odwiedzić www firmy i zobaczyć, co jeszcze ma do zaoferowania: 


Nie wszystko jest jeszcze dostępne w Polsce, dlatego zachęcam do śledzenia funpage 


Bardzo solidny fanpejdż. Co rusz zamieszcza informacje o nowych produktach. A w razie pytań można pisać śmiało - administrator jest mega uprzejmy i sympatyczny. Aż chce się wracać :)

Na koniec krótka notka od męża: gdyby ktoś kiedyś chciał przekazać do testów auto to On chętnie przyjmie.

4 komentarze:

  1. Podoba mi się ta zastawa:) Muszę się za nią rozejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne kolory i kształty, dobre wykonanie... Podoba mi się, choć moje dzieci już wyrosły chyba (chociaż... młodszy ma w domu ksywkę człowiek demolka, wiec może i by mu się przydało). Nigdzie nie znalazłam jednak linku, gdzie to można kupić... Słabo szukałam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za napomnienie ;) Nie wiem jak mi to umknęło, ale informacja już jest uzupełniona. Zapraszam serdecznie na funpage i do sklepu :)

      Usuń

Keep calm and leave a comment