wtorek, 28 kwietnia 2015

U Filewiczów dzieci nie grymaszą #2 Jak zatrzymać dziecko przy stole

Nie tylko niejadki mają problemy z usiedzeniem w miejscu i spokojnym wyczyszczeniem talerza. Niemowlęta jeszcze nie rozumieją savoir vivere'u, a do tego ciągnie ich do odkrywania świata [np. jeśli właśnie uczą się chodzić i zdejmować wszystko z półek]. A dwu i trzyletni buntownicy, nawet ci z genami wszechjedzenia mogą okazać się oporni - ot tak dla zasady. Ja niejadków nie mam, ale przerabiałam jedzenie z aktywnymi niemowlakami i jeszcze bardziej aktywnymi buntownikami. Wszystko dało się opanować bez rozlewu krwi i nawet bez krzyku czy pozwolenia sobie wejść na głowę.

No dobrze. Mamy dziecko przy stole, ono nawet je, ale po chwili zaczyna się kręcić, czasami wstawać [ileż to ja włoskich zakrętów przemierzyłam w myślach, gdyż nasz fotelik nie posiadał zapięć], albo się bawić. Znacie to? Dżizas, męka. Pierwsze co zwykle przychodzi do głowy to hipnotyzacja dziecka za pomocą tv. W pierwszej części cyklu [czytaj U Filewiczów dzieci nie grymaszą #1 Na dobry początek] pisałam już, że to głupi pomysł. Na szczęście jest alternatywa. Oto czym zatrzymywałam dzieci przy stole:

1. Muzyką
Nie jest tak absorbująca jak bajki, a odpowiednio dobrana może rewelacyjnie wyciszyć malucha. Nie polecam piosenek aktywizujących, takich do zabaw [czytaj Bawimy się w piosenki], bo zamiast jeść zacznie nam klaskać, śmiać się i wyskakiwać z krzesła. No raczej nie o to chodzi. Amelka lubiła słuchać piosenek Pana Tenorka, więc czasami pojawiały się podczas obiadu.

Nie wypróbowywałyśmy przy stole, ale jest bardzo fajna opcja, którą można znaleźć na YT - muzyka relaksacyjna. Na przykład taka: 


Amelka lubi jej słuchać tak po prostu, więc czasami włączam w środku dnia. Ale myślę, że przed obiadem, albo przed snem też zda egzamin, jako wyciszacz.


2. Śpiewem, wierszem
Gdy po trzech łyżkach padało elektryzujące 'nie' i zaczynało się kręcenie rzucałam hasło: 'a jaką piosenkę zaśpiewać?'. Nie CZY, tylko JAKĄ, przez co nie było możliwości odmowy i kierunek myślenia szedł ku piosenkom, które mogły sobie wybrać. I dawaj z playlistą wszystkich możliwych piosenek o misiach. Wierszyki też dawały radę. Zwierzyniec Brzechwy mogę recytować na wyrywki i od tyłu.


3. Składem zupy
'Zobacz, co mamy w zupce? Ziemniaczka, marchewkę, natkę pietruszki, kaszę, wodę, pietruszkę, groszek ...'. Żeby było dłużej dodawałam kolory składników. A kiedy się kończyły wymieniałam to, czego nie ma w zupie: brokuła, kalafiora, buraczka, szynki, jabłek, herbatki, trawy, kamyczków ...

4. Planowaniem
'Chcesz już iść? A co będziesz robić? Rysować, czy układać puzzle? A może masz ochotę pójść na spacer? Może kupimy rybkę na drugie danie, albo pójdziemy na plac zabaw? I po drodze spotkamy żabkę, albo dużego lwa, z którym pobawimy się w chowanego ...' Cokolwiek bym nie mówiła zawsze najważniejsze były 2 rzeczy: słowotok w trakcie i konsekwencja po skończonym posiłku. Np. jeśli ustaliłam z małą, że po zupie pójdziemy na spacer to rzeczywiście szłyśmy. Gdybym nie dotrzymała słowa to następnym razem miałaby w nosie takie planowanie. Jeśli po ustaleniu planu zostało jeszcze trochę na talerzu - mówiłam dalej: 'a co będziesz robiła na placu zabaw? Huśtała się czy ganiała ptaszki?' Miła rozmowa zawsze spoko.

Jeśli jednak nie udawało się spotykać lwa to ostatecznie kot też był do przyjęcia.

5. Wizją zakończenia posiłku
'Chcesz już iść? Okej, ale pamiętaj, że jeśli odchodzimy od stołu to już później nie ma dojadania'. Tak mówiłam, a później dotrzymywałam słowa. Kiedy jeszcze były za małe, żeby to rozumieć, albo testowały granice starałam się, żeby chociaż trochę zjadły [co by nas ich głód nie zmiażdżył], a później rzeczywiście je wypuszczałam i nie pozwoliłam dojadać. Tylko tak mogły się nauczyć co to w ogóle znaczy, że nie zostawiamy sobie jedzenia 'na potem'. Były protesty i próby powrotu do jedzenia, ale nieugięcie tłumaczyłam, że po odejściu od stołu następuje koniec. Jeśli istniało prawdopodobieństwo, że z tego powodu mogły zgłodnieć, wtedy kolejny posiłek przygotowywałam o wcześniejszej godzinie. Bo nie chodzi o to, żeby to dziecko przegłodzić za karę, tylko żeby mu pokazać co oznacza posiłek przy stole oraz dotrzymywanie obietnic.

Jestem właśnie z Marysią na tym etapie. W ramach buntu dwulatka postanowiła, że końcówkę posiłku doje sobie w innym miejscu, albo sobie pójdzie, później wróci, znów pójdzie itd.

6. Propozycją samodzielnego pomachania łyżką
Kilka razy zdarzyło się tak, że dzieci moje z niewiadomych przyczyn podnosiły krzyk i odmawiały konsumpcji. Pociłam się przy każdej z powyższych metod, ale żadna nie skutkowała. Głupiałam, kminiłam, wychodziłam z siebie i wchodziłam we włoskie zakręty. Okazywało się wtedy, że pilnie potrzebowały łyżki, żeby spróbować zjeść samodzielnie. Taki mini kaprysik na dziesięciominutowe [tudzież wieczne] maltretowanie mojej psychicznej wytrzymałości.

7. Nie to nie
Bywa i tak, że nic nie działa. Ani tak ani siak ani na ukos. Trzeba wtedy odpuścić. Nie zmuszać, never! 
Może maluch się już najadł? Może mniejsze porcje mu wystarczają? Jeśli nie występują żadne dolegliwości to trzeba się pogodzić z tym, że po prostu tyle jest dla niego w sam raz.
Może dostał przekąskę, albo odległość od ostatniego posiłku była zbyt mała? U nas funkcjonuje zasada: przekąski po obiedzie. Nigdy przenigdy pomiędzy innymi posiłkami.
A może coś mu dolega? Jeśli zwykle jada więcej, a teraz nie chce - wtedy trzeba zacząć obserwować i ewentualnie skonsultować się z lekarzem.


A jakie ty masz sposoby na zatrzymanie dziecka przy stole i zainteresowanie go jedzeniem? :)

2 komentarze:

  1. U nas wyłącznie trzy ostatnie sposoby - dosyć wcześnie pozwoliłam jej samodzielnie próbować jeść z własnego lenistwa - żeby samemu też skonsumować co nieco ;) A jak sama skończyłam, ta się pobabrała to jakoś chętnie dała się potem karmić. I plus był taki, że od dawna je samodzielnie.
    Teraz jesteśmy na etapie uczenia konsekwencji - czyli jeśli odeszła od stołu to znaczy że już nie chce jeść. Oczywiście biega i lata, bo za każdym moim ostrzeżeniem wraca do stołu, coś tam zje, ale jak nie wraca talerz zabieramy i wsio. No i nie to nie. Zjesz potem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lenistwo ma swoje dobre strony. I pobrudzone dziecko też ;)
      Powodzenia w stawianiu granic i konsekwencji - to zawsze ciężka orka rodzicielska, ale opłaca się ogromnie :)

      Usuń

Keep calm and leave a comment