piątek, 15 listopada 2013

Złe mleko mamy

Mądrzy ludzie wszędzie trąbią o wspaniałych właściwościach mleka maminego, o jego korzystnym wpływie na zdrowie i odporność maleństwa, na zaspokojenie potrzeby bliskości. No i wszystko fajnie by było gdyby nie pewien szczegół. Bo karmienie piersią może stać się utrapieniem dla wszystkich domowników, jeśli dieta mamy nie będzie odpowiednia, a w niektórych przypadkach wręcz drakońska. Karmiąc Amelkę miałam ten wątpliwy zaszczyt znaleźć się w gronie osób, które zmuszone są właśnie do urządzenia sobie głodówki, żeby dziecku nic nie dolegało. Po urodzeniu Marysi początkowo nie posiadałam się ze szczęścia, kiedy Mała reagowała dobrze na wszystko, co zjadłam. Powoli jednak zaczęło się to zmieniać i znów doszłam do momentu, w którym ten newralgiczny punkt stał się moją kością w gardle. Krótko mówiąc znów nic nie mogę jeść! Mania ma problemy ze snem, boli ją brzuszek, a buźkę ma tak zsypaną, że aż mi jej żal, do tego wciąż się drapie i nic nie da się z tym zrobić. Eliminuję swoją dietę, zakładam córci łapki-niedrapki, smaruję maściami i trochę to pomaga, ale zmagania wciąż trwają. Ciężko jest nam wszystkim, bo z dolegliwościami wiąże się niewyspanie, bezradność i ssący głód...


Produktów, które odrzuciłam przy Amelce było tak dużo, że łatwiej by było wymienić kilka tych, które mogłam jeść. Ale uogólniając wyrzuciłam: wszelki nabiał (łącznie z masłem! - o zgrozo jadłam suchy chleb z białą wędliną. Codziennie!), czerwone mięso, przyprawy (co do ziarenka), pomidory, paprykę, cebulę, warzywa wzdymające, owoce cytrusowe (a akurat był sezon na mandarynki...), czekoladę i wszelkie słodycze, orzechy, soję. W sklepie na skromnych zakupach spędzałam godzinę czytając skład produktów.

Jak sobie radziłam? Przede wszystkim kupiłam laktator. Odciągnięte mleko wystarczało mi na 1-2 karmienia więc miałam kilka godzin wytchnienia i mogłam urządzić sobie ucztę (np. zjeść bułkę z masłem). Następnie zjadałam znów koszerny posiłek, żeby dobre składniki z niego zamieniły się w zjadliwe mleko.
Poza tym postanowiłam wprowadzić jeden posiłek z mleka modyfikowanego już w 5 miesiącu. Trwało to kilka tygodni, ale udało się. Później stałe posiłki i jakoś poszło.

Z Manią też powoli zaczynam przygodę z mlekiem modyfikowanym, ale póki co wszystko ląduje w zlewie...

Pozdrawiam mamy, które również dotkliwie przeżywają ten 'błogosławiony' czas karmienia piersią.
Dobrych i zdrowych snów dla Was, Waszych maluszków oraz ich brzuszków :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Keep calm and leave a comment