wtorek, 4 lutego 2014

Kolejne pierwsze, nasz plan dnia i jarzynowa z mięskiem

Nie garniemy się bez opamiętania do kulinarnych nowości. Nikt nas nie goni. Próbujemy, obserwujemy. Prym nadal wiodą papki, ale 3 dni temu po raz pierwszy w Marysinej zupce pojawiły się mięciutkie kawałki. Na jednym z blogów parentingowych wyczytałam opinię, że zdaniem niemieckich naukowców miksowane zupy jedzone przez dzieci mogą spowodować u nich w przyszłości nadwagę. O źródło takich danych należałoby spytać +Maria Jakub Paskowie , za sprawą których ta wieść dotarła do mnie. Ustosunkowałam się do tego. Amelka przez całe wczesne niemowlęctwo była pączusiem, jadła papki, a teraz jest szczupła i zwinna. Jeśli chodzi o nas, rodziców to ewidentnie nie mamy tendencji do tycia. Ja po drugiej ciąży wciąż chudnę i chudnę, a dotykając ręką brzucha z niepokojem wyczuwam żołądek i resztę. Nie mogę się doczekać dnia kiedy znów będę mogła się trochę podtuczyć (gdy tylko ograniczę karmienie Marysi, którą uczula - mam wrażenie - wszystko). Mój wniosek jest taki, że być może ziarno prawdy w niemieckich eksperymentach jest, ale istotną rolę odgrywa również genetyka oraz tryb życia dziecka.




Jeśli chodzi o kolejną porcję papkowych pierwszych smaków to na liście tym razem znalazły się:
banan, kalafior, pietruszka, kurczak, królik, rybka, cielęcina, gruszka, groszek zielony.
Problem zaistniał przy pierwszych dwóch (przyznaję, że za sprawą pomyłki zbyt wcześnie spróbowałyśmy banana, a dopuszczalny jest on dopiero po 8 miesiącu). To trochę inaczej niż z Amelką. Ona ma problem z kalafiorem i mięsem cielęcym. Przypomnę, że brokuł też dał się Marysi we znaki, podczas gdy Amelka jada go w dużych ilościach bez negatywnych konsekwencji. Mam nadzieję, że się ujednolicą, bo nie chciałabym gotować trzech różnych obiadów! Jeśli chodzi o groszek to ujemnych objawów zdrowotnych nie stwierdziłam, ale nie polecam. Grozi upośledzeniem powonienia podczas przewijania następnego dnia. Pielucha daje czadu, mówię Wam.



Obecnie, tuż przed skończeniem siódmego miesiąca gastronomiczna strona naszego dnia wygląda następująco:
Od rana do obiadu Marysiula wsi na cycu. Zabieram ją jednak z nami do kuchni na śniadanie, gdzie zasiada w swoim krzesełku i dostaje kawałek chleba. A to po to, żeby nauczyła się chwytać łapkami jedzenie, kierować je do buzi i żuć. Funduje mi przy serię ćwiczeń z zakresu gimnastyki porannej, bo co chwila muszę się schylać i podawać upuszczony chleb. Sądzę, że ma z tego nie lada uciechę i rzuca nim z premedytacją. Wątpię, żeby czerpała z tych poczynań korzyści zaspokajające głód.
Niekiedy (gdy nie utnie sobie akurat drzemki) udaje mi się przygotować jej mm w ramach drugiego śniadania.
Między 14 a 15 codziennie zjada zupkę, idzie spać i ok 17 dostaje zmiażdżony owoc i długiego chrupka.
O 19 przychodzi czas na kaszkę, kąpiel, przebieranie i spanie.
Od kilku dni między 14 a 19 piersią nie karmię jej w ogóle, żeby uczyła się nasycania stałymi posiłkami. Oczywiście jeśli jest naprawdę głodna (czasami można mylnie zinterpretować płacz) to nie skąpię jej dodatkowej porcji mleka. Jeśli chodzi o znaną i lubianą metodę BLW to jestem jak najbardziej do niej przekonana, ale czekam aż Maryś zacznie lepiej radzić sobie z gryzieniem i celowaniem kawałkami do buzi.

Przyznam, że z nieposkromioną Amelką, która za nic ma niemowlęce potrzeby siostry bardzo ciężko o regularność. Bywa, że A. wybudza M. z południowej drzemki, zatem próbuje ona ponownie zasnąć w porze obiadu. Przegapiwszy posiłek budzi się głodna, a akurat A. jest w trakcie wymagania wyżywienia i jedynym szybkim daniem dla M. jest mamine mleko. Obiad wypada więc z dziennego menu, a na koniec wypada i kaszka, bo M. jest wystarczająco pełna po karmieniu. Jednak nie na tyle, aby spać na noc, zatem przed kolejną próbą zaśnięcia nocnego dostaje kolejną cycową porcję. Kaszkę zjada A. W tej kwestii zawsze możemy na nią liczyć.



Po częściowym odstawieniu Marysi od piersi kondycja jej skóry uległa znacznej poprawie. Po wyeliminowaniu z mojej diety dosłownie wszystkiego musiał pozostać jakiś jeden alergen, który doskwierał. Na szczęście mamy go już z głowy.



A tu przedstawiam przepis na zupkę, którą głównie żywi się obecnie moja córa. Komponenty się zmieniają, ale nie wykraczamy poza obręb tych dozwolonych i sprawdzonych.



ZUPKA MIĘSNO - JARZYNOWA PO SIÓDMYM MIESIĄCU

Z piersi z kurczaka/indyka/królika należy odciąć tłuszcz (no i kostki, ale to wiadomo). Następnie ukroić 1/3 lub 1/4 (w zależności od wielkości fileta) i gotować przez ok 7-9 minut (dobrze ugotowane powinno dać się przekroić widelcem).

1/3 ziemniaczka + 1/2 małej marchewki + 1/3 małej pietruszki + jedno małe kółeczko pora (opcjonalnie) + jarzynka, którą dziecko toleruje np. kalafior/brokuł/cukinia gotujemy na małej ilości wody (ok 8 min) lub na parze (ok 15 min),  jeśli są skrojone w małą kosteczkę. Natomiast jeśli wrzucamy w całości gotujemy aż zmiękną.

Ryż lub kaszę kukurydzianą gotujemy według wskazań na opakowaniu.

Niewielką część ugotowanych warzyw odkładamy na talerzyk. Pozostałe miksujemy razem z mięskiem (bez wywaru), kilkoma kroplami oleju rzepakowego, listkami natki pietruszki, a co drugi dzień również z połową żółtka gotowanego jaja (żółtko można również dodać później i zmiażdżyć widelcem).

Gęstość regulujemy wywarem z gotowanych warzyw lub ugotowaną wodą.

Papkę wrzucamy do miseczki, dołączamy odłożone wcześniej kawałeczki warzyw, dokładamy ryż/kaszę.


4 komentarze:

  1. Zupka wygląda bardzo smakowicie!:) My aktualnie przeżywamy bunt jedzeniowy spowodowany ząbkowaniem... Także żadne zupki nie wchodzą w grę. Nawet metoda BLW! Zęby to złoooooo!! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zęby to złoooooo!!" <-- zgadzam się, wczoraj byłam u dentysty..
      Ząbkujcie szybko i wracajcie do przyjemności jedzenia :)

      Usuń
  2. Mego Bartka banan uczulał dość długo. Za każdym razem, jak pamiętam,po zjedzeniu dostawał "czerwone policzki'.

    Och, przypomniały mi się czasy, kiedy gotowałam synkowi obiadki... i jak je ze smakiem zajadał :) Takie papki hehe :) Też byłam zwolenniczką samodzielnego gotowania, nie kupowania słoiczków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolę gotowanie, ale zawsze na podorędziu mam słoiczki w razie np przypalenia zupy ;)
      A czas pierwszych posiłków jest niezapomniany, to fakt, ale ileż kosztuje stresu i płaczu po nocach...

      Usuń

Keep calm and leave a comment