czwartek, 12 lutego 2015

"Akcja Marysia", czyli niemowlę na planie filmowym.

Castingi działają na mnie elektryzująco, jak burza na Hatifnatów. Dlatego kiedy zbierano ekipę do "Ziarna prawdy" - wiedziałam, że znajdę się w niej i ja. No, przynajmniej że pójdę na przesłuchanie. Poszukiwali m. in. kobiety z dzieckiem, więc to tak jakby rola mojego życia. Czułam, że się odnajdę.

żródło: www.echodnia.eu



Poszłyśmy z Marysieńką na I etap, śmiechłyśmy do obiektywów i ucięłyśmy pogawędkę z redaktor lokalnej gazety. Takie tam o. Niebo zobłoczniało, ale pozostało niewzruszone.

Błękit zaczął nasycać się emocjami dopiero wraz z telefonem z zaproszeniem na II etap. Tym razem miało być ambitniej - musiałyśmy odegrać scenkę: rzecz miała dziać się w latach 40., miałyśmy iść w roztrzęsieniu i dobijać się do drzwi lekarza w celu uzyskania penicyliny dla chorego dziecka. No i poszło. Zrobiłyśmy scenę.

My zrobiłyśmy scenę, a oni nas wybrali. Po kilku dniach telefon zadzwonił i powiedział: "Pani Agato, była pani najlepsza". Dopiero wtedy szarpnął mną wiatr spełnienia, deszcz emocji nasączył euforią, a piorun adrenaliny potelepał jak stado Hatifnatów.

No tak, była burza, był sukces, była wizja sławy, selfiaków z Bradem Pittem i kiecek droższych od Bugatti Veyron Super Sports, ale było też pytanie co na to niemowlę? Czy złapie klimat planu filmowego? Czy zrobi aferę o mleko lub pieluchę? Czy zapach kariery odurzy je na tyle, aby zapomniało o przywilejach niemowlęctwa na - raptem - 2 godzinki? Te niewiadome czochrały mi myśli, nie powiem, ale ugłaskiwałam je dłonią optymistycznego nastawienia. I wizji kiecek.

No ale co w końcu powiedziało niemowlę - wielka wyrocznia tego wyjątkowo chłodnego wieczoru?
Zdjęcia miały się zacząć niemalże w środku nocy [jak na 9-miesięczne dziecię] - o 21.00.  Marysia odebrała więc swoje 2 h snu i obudziła się przy ubieraniu. Mimo tego wykazała się klasą, pełną profeską i udowodniła, że jest wprost stworzona do aktorstwa. Zupełnie nie przeszkadzała jej późna godzina, wyrwanie z ramion Morfeusza, czas oczekiwania ani obcy ludzie. Obserwowała, kontemplowała i śmiała się podczas wspinaczki na stromą skarpę - na hasło "Akcja Marysia". Pozazdrościła tylko raz abonentom dóbr pitnych z dystrybutora i upomniała się o swoje. Trzeba było zakasać łaszki z lat 40., wyciągnąć matczyny mleczny dystrybutor i zaspokoić potrzebę małego brzuszka pt. "na żądanie". Ale nawet prośbę o mleko poczyniła w odpowiednim momencie - podczas przerwy. Taktu uczyć się mogą liczni.

źródło: www.facebook.com/ziarnoprawdyfilm?fref=ts


Ekipa była troskliwa. Niestrudzenie dbała o to, żeby Marysia nie zmarzła [sceny w plenerze, wieczorem, wyjątkowo chłodnym majem], żebyśmy się nie wywróciły, nie zleciały ze skarpy. Ale ja i tak latałam. Na skrzydłach fascynacji latałam - w górę i w dół, na kolejną powtórkę ujęcia.

Nasza scena to migawka, zaledwie sekunda, ale co przeżyłyśmy to nasze. Bardziej moje, bo Maryś już tego nie pamięta. Lubię kamery, obiektywy, światła, publiczność, dublety i poprawki. Moje dziewczyny uszczknęły sobie coś z tych moich zainteresowań. Jeśli w przyszłości spodoba im się przed kamerami lub na deskach teatru - z chęcią wesprę je w tym wyborze.


1 komentarz:

Keep calm and leave a comment