niedziela, 9 marca 2014

Nasz ósmy wspólny miesiąc

Marysia. Marysieńka.
Urzeka mnie swoim urzekaniem się światem. Banały oczywistości wprawiają ją w niekłamane zachwyty. Kiedy zobaczy ptaka w locie, kiedy zapali się światło, kiedy ktoś wypowie jej imię ona patrzy z szeroko otwartymi oczkami i buzią jakby chciała to wszystko pochłonąć całą sobą. Uparcie stuka w szybę, śmieje się do obłoków jakby stęskniona chciała do nich pofrunąć. Kosztuje codziennych przyziemności. Próbuje zjadać nam dom. Od chusteczek z pudełka, przez poduszki, książki, po Amelcine buty - nawet gdy są na Amelcinych nogach. Przemieszcza się. Opiera się na sztywnych ramionach, wypina pupę najwyżej jak potrafi i zarzuca nią na bok. Rozgląda się jak daleko udało się jej przesunąć i wykonuje manewr powtórnie. Zmienia miejsce położenia. Z uwagą rejestruje biegi i skoki Amelki. I sama przygotowuje się do swoich życiowych numerów popisowych. W tym celu opanowała już siadanie i wstawanie przy barierce łóżeczka. W tym nie ma sobie równych. Klaszcze. Nikt nie wie z jakiego powodu, ale wszyscy klaszczą razem z nią. Cieszymy się, klaszczemy, śmiejemy i tak w kółko. Czego więcej potrzeba do uśmiechu?


To jest dla niej nieokiełznana rzeczywistość. Mam rozwiniętą wyobraźnię, ale i tak nie potrafię poczuć tego, co ona. Nie wiem jak to jest nie rozumieć, że krzątanina przy garach oznacza rychły koniec głodu. Nie wiem co to znaczy być szczerym do granic możliwości i nie zastanawiać się nad konsekwencjami swojej szczerości. A ona jest tak niemowlęco naturalna, nieskazitelnie niewinna, autentycznie szczęśliwa. Roztkliwia mnie, a ja się przy niej rozpływam. Ma mnie w garści i robi z moim sercem co chce.
Jest taka maleńka. A jednocześnie taka duża. Już 8 miesięcy żyje, zdumiewa się i poznaje. Również nowe kulinaria. Jej zupki są już prawie dorosłe - można je żuć. Więc ona żuje. Robi przy tym miny, zadziwia się, ale żuje. A policzki wydymają się jej jak u chomika. I wydaje takie zabawne dźwięki: mruczy, wzdycha, robi 'omnomnom'. I otwiera buzię, kiedy skończy się jej materiał do żucia.

Dużo więcej płacze. Czekamy na pierwszy ząbek. Nie raz rozśmieszam ją, żeby otworzyła szeroko buźkę, a żebym ja mogła wypatrzeć białą kropeczkę. I tak czekam z podekscytowaniem. Bo pani doktor powiedziała, że to już już. Bo chodząc po domu trzeba uważać, żeby nie poślizgnąć się na kałuży śliny. Bo trzeba przebierać się trzy razy, żeby nie zostać miss mokrego podkoszulka w wyniku zaślinienia.

Mamy kilka wyroków żywieniowych. Przynajmniej na najbliższe miesiące. Najgorszym z nich jest skaza białkowa. Podobnie jak z Amelką. Będziemy robić slalom między niedozwolonymi produktami i daniami. Wybawią nas z opresji przepiórcze jajeczka, kozi ser i kefiry. Weźmiemy to wyzwanie na klatę.

Niezmiennie numerem jeden pozostaje mleko mamy. Jest to niewyobrażalnie uciążliwe i wiążące. Nie mogę nigdzie wyjść, jestem uzależnieniem podczas Jej usypiania. Skuta łańcuchem, z zaklejonymi ustami. Mam zakaz oblewania walentynek, imienin i niedzielnych obiadów. Ale kiedy uspokaja się będąc przy mnie, kiedy słyszę jak słodko przełyka ukochane mleczko, kiedy patrzę na jej zasypiające, maleńkie oczęta, kiedy jej rączka drapie mnie po szyi i powoli opada w zasypianiu to przeszywa mnie duma, miłość i poczucie, że nie zamieniłabym tych chwil za całą winnicę francuskich win ani rok bajecznych, światowych wojaży.

Na szczęście przekonuje się do innych napojów. Chłepce wodę z butli i chyba to jej w smak, choć długa droga przed nami. Nie łapie jeszcze czasami, że zupą ma się najeść. Bo kiedy coś doskwiera to zupa nie przytuli. A mama tak. A kiedy do przytulenia dorzuci cyca to już jest nirwana.

Można by tak pisać w nieskończoność o tym największym paradoksie. O słodyczy, która zamyka w czterech ścianach, odcina od świata, zawęża horyzonty myślowe do pieluch i garów, redukuje przywilej spania i jedzenia do minimum przyprawiając o niekontrolowane ślinotoki i nierzadko konieczność wykorzystywania autopilota wewnętrznego. O słodyczy, której odebrać sobie nie dam choćby mi złoto i diamenty pod stopy składali. O słodyczy, która pokazała mi sens życia. Tę słodycz możecie teraz zobaczyć.

































9 komentarzy:

  1. Jeszcze niedawno,mój gnom był taki pocieszny ... jeszcze nie dawno,nie demolował mieszkania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh wyrwałaś mnie z tego błogostanu fascynacji nowymi umiejętnościami. Jeszcze nie zdaję sobie sprawy do czego one prowadzą ;) Demolka czeka już za rogiem...

      Usuń
  2. Pięknie napisane :) Moja Aneczka za kilka dni kończy 9 miesięcy. Jest tak jak piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie napisane :) Też nam takiego malucha w domu :) Jest tak jak napisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Zainspirowałaś mnie do jeszcze jednej refleksji. To niezwykłe, że maluszki są tak podobne do siebie. Rozwijają się podobnie, mają niemalże identyczne zachowania. Gdyby posadzić obok siebie kilka takich niemowlaków i np. odbijać piłkę to wyobrażam sobie ich zahipnotyzowane miny, otwarte buźki i oczka wodzące w tę samą stronę :) A później klaskanie i śmiech w trybie stereo :)

      Usuń
  4. Wzruszyłam się. Jakbym czytała o swoich odczuciach...
    Mam przy okazji pytanie. Na ostatnich zdjęciach Marysia ma piękną chusteczkę w sówki, gdzie mogłabym upolować taką samą??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko dzieciątka są podobne do siebie. Mamy też wzruszają się tymi samymi słodkościami swoich pociech :)

      Chusteczkę w sówki wygrałyśmy w konkursie. Sponsorem była Marlena Dittrich For Kids (tu link do jej fp na facebooku https://www.facebook.com/marlenadforkids?fref=ts), którą serdecznie polecam :) Na trzecim zdjęciu od góry Marysia ma chusteczkę w leśne wzory i ona też jest od Marleny Dittrich :) Na jej fp jest nawet album ze zdjęciami Amelki i Marysi w tych chusteczkach.

      Usuń
  5. Do schrupania! Zarówno Marysia jak i Amelka. Zawsze najbardziej rozczula mnie chrupanie maleńkich stópek.. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki czynię miłym słowom :)
      Stópki są niewypowiedzianie fantastyczne! Zawsze dziwił mnie fakt, że niemowlę pakuje je do buźki z taką łatwością. A kiedy patrzę na Marysię-gumę to nie mogę wyjść z zachwytu :) To nie tylko niezwykłe, ale i urocze że hohoho.

      Usuń

Keep calm and leave a comment